56 rocznica świeceń kapłańskiech ks. Franciszka Rząsy

3 czerwa 2023 r.  obchodzimy 56 rocznice święceń kapłańskich ks. Franciszka Rząsy, który wielkimi literami zapisał się na kartach historii Ruchu Apostolstwa Młodzieży. Na teren Archidiecezji Przemyskiej Ruch został przeniesiony dzięki staraniom Ks. Franciszka Rząsy w 1984 roku, który pełnił funkcje Diecezjalnego Duszpasterza i Moderatora Ruchu. 

Z tej okazji, chcemy uczcić Jego pamięć i przywołać kilka wspomień o ks. Franiszku: 

Ks. Franciszek otoczył duszpasterską troską młodzież. Często im powtarzał, iż są „nadzieją Kościoła”. Zachęcał do tworzenia w parafiach wspólnot młodzieżowych, grup apostolskich, zrzeszających młodzież pracującą i studiującą. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z księdzem Franciszkiem w Domaradzu. Był to rok 1985. Brałam udział w warsztatach teatralnych, w ramach rekolekcji dla młodzieży pracującej i studentów. Prowadził je ks. Zbigniew Adamek, wykładowca z WSD w Tarnowie wraz z grupą teatralną „Dabar”. W programie rekolekcji była wspólna poranna, południowa i wieczorna modlitwa, Eucharystia, nauka śpiewu, posiłki i warsztaty teatralne. Obejmowały one zajęcia z dykcji, interpretacji słowa, dynamiki gestu, ruchu, wymowy werbalnego przekazu treści i emocji. Każdego wieczoru osoby z tarnowskiej grupy teatralnej „Dabar” przedstawiali różne sztuki, progra­my, słuchowiska, na które byli zaproszeni mieszkańcy Domaradza i oko­lic. Na zakończenie zaś my, uczestnicy warsztatów wystawiliśmy sztukę o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim. Ks. Franciszek Rząsa odwiedzał nas podczas tych rekolekcji. Uczestni­czył we wspólnej modlitwie, posiłku oraz w Mszy świętej z homilią. Wszyst­kie jego homilie były uderzające, trafiały do rozumu i serca. Wówczas też zwróciłam uwagę na jego bardzo otwartą postawę i uśmiech. Widać było jak kapłaństwo „niosło” go do Boga i ludzi. Nie mijał nikogo obojętnie. Za­dawał pytania, wsłuchiwał się w odpowiedzi i pamiętał poszczególne wątki, by przy kolejnej rozmowie do nich wrócić. Po powrocie do domu podjęłam decyzję o przyłączeniu się do młodzieży podejmującej dzieła apostolskie w Przemyślu. Wówczas diecezjalnym dusz­pasterzem młodzieży był ks. Franciszek Rząsa, i to on nadawał rytm i kierunek podejmowanym dziełom apostolskim.
W „Orzechówce”, starym punkcie katechetycznym, zorganizował mini księgarnię dla młodzieży, gdzie mogliśmy się spotkać oraz zakupić drobne dewocjonalia, obrazki i książki z wydawnictw katolickich. Miejsce to cie­szyło się dużą popularnością, rozwijało się, a uzyskany dochód przeznaczo­ny był w całości na potrzeby młodzieży. Po kilku latach księgarnia została przeniesiona do kamienicy obok wieży katedralnej w Przemyślu, a następnie do budynku przy ul. Grodz­kiej, w którym przed wojną było katolickie kino „ROMA”, gdzie do dnia dzisiejszego się znajduje katolicka księgarnia „ROMA”. Nabyte w owej księgarni książki przekazywaliśmy sobie z rąk do rak, krążyły po na­szych domach.
Nie sposób w kilku zdaniach zawrzeć to wszystko czego doświadczyłam w czasie 35 letniego kontaktu z księdzem Franciszkiem. Każde spotkanie z nim czymś zaowocowało. ~ Teresa  Lorenz 

Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (RZ 8,28)
Ten cytat z Pisma św. zawsze kojarzy mi się z ks. Franciszkiem. Naocznie wi­działam i doświadczałam bliskiego działania Boga w jego życiu. Miłował Boga, ale Pan Bóg nie dał się prześcignąć – współdziałał w nim dla dobra wielu.
Z ks. Franciszkiem pracowałam w latach 1987-1995 w duszpasterstwie młodzieży archidiecezji przemyskiej. Był wówczas dyrektorem tegoż dusz­pasterstwa. Zakres tej pracy miał wiele wymiarów. Najważniejsze z nich to formacja animatorów, moderatorów podczas dni skupienia, rekolekcji, for­macja dzieci w DSM-ach, prowadzenie ośrodka w Przemyślu, a także ośrod­ków wakacyjnych w kilku miejscach diecezji, formacja kapłanów i wiele, wiele innych dziedzin wynikających z bieżącej działalności RAM-u i nie tylko. Ks. Franciszek był też dyrektorem Diecezjalnego Domu Rekolekcyj­nego w Jarosławiu, profesorem w WSD w Przemyślu.
Pisząc o nim wspomnienie, chciałabym zwrócić uwagę na trzy rzeczy:
Człowiek modlitwy – wbrew swojej wielorakiej działalności był czło­wiekiem bardzo rozmodlonym. Kto miał okazję go poznać doświadczał jego wielkiej gorliwości w głoszeniu słowa Bożego, w sprawowanej liturgii i sa­kramentach. Swoją bliską relację z Panem Bogiem chciał przekazać wszyst­kim grupom, dla których organizował rekolekcje w Jarosławiu. Szczególnie młodzieży, animatorom, moderatorom, kandydatom, których zachęcał do życia z Panem Bogiem na co dzień. Młodzież chętnie korzystała z posługi i dyspozycyjności ks. Franciszka. Dla wielu był długoletnim kierownikiem duchowym. Wszystkim, którzy w tym czasie korzystali z formacji w RAM-ie wiedzą, że kładł nacisk przede wszystkim na ich formację duchową. Oprócz młodzieży bardzo zależało mu na odpowiedniej formacji kapła­nów, dla których również organizował spotkania modlitewno-formacyjne. Chętnie podejmował rekolekcje parafialne, dla kapłanów i osób konsekro­wanych. Wszystkich powierzał modlitwie ludzi chorych i starszych zrze­szonych w Łańcuchu Miłości Apostolskiej, który powstał w diecezji na wzór łańcucha modlitewnego stworzonego przez Matkę Teresę z Kalkuty. Ten aspekt życia ks. Franciszka poznałam nie tylko przy organizowaniu rekolekcji i spotkań formacyjnych dla młodzieży, ale zwłaszcza podczas po­dróży. Jeździliśmy dużo i często razem, i podczas tych podróży nie było czasu na bezmyślne pogaduszki. Całą drogę trwała modlitwa: godzinki, różaniec, liturgia godzin, okresowo droga krzyżowa, medytacje, czy rozmowy duchowe.
Człowiek służby – ks. Franciszek to niezmordowany człowiek cał­kowicie oddany drugiemu człowiekowi. Zrobił bardzo wiele, był organi­zatorem wielu inicjatyw, trwających do dzisiaj. Był też człowiekiem, który potrafi zatrzymać się na konkretnym człowieku potrzebującym pomocy. I nie ważne było, czy był z kimś umówiony na daną godzinę, czy miał jakieś spotkanie – jeśli pojawił się ktoś, kto w tym czasie potrzebował pomocy, rozmowy, zainteresowania – nic się nie liczyło – tylko ta osoba. Można było się denerwować i złościć, ale jak mawiał: to jest ten czas dla tego człowieka, później może być za późno. Tam, gdzie była potrzebna pomoc, czy duchowa, czy materialna – ks. Fran­ciszek był na posterunku. Pomagał wielu ludziom, kapłanom, klerykom, z którymi dzielił się swoim sercem, potrzebnymi rzeczami, finansami, orga­nizując taką lub inną pomoc. Nieraz poruszał różne instytucje, by wesprzeć tego konkretnie potrzebującego. Pamiętam, jak sprzedał telewizor i dywany, by wesprzeć budowę domu rekolekcyjnego w Ustrzykach Górnych. W póź­niejszym okresie można było usłyszeć o kolejnych inicjatywach ks. Franciszka podejmowanych dla kolejnych grup: dzieci, bezdomnych, chorych.
Człowiek czynu – Był niespokojnym duchem. Głowę miał pełną ini­cjatyw, zarówno tych w wymiarze materialnym, jak i duchowym. Wiele udawało mu się zrealizować. Na początku były to ośrodki rekolekcyjne dla młodzieży. Potem po przejściu do opactwa zabiegał bardzo o jego remont i przystosowanie na nowy dom rekolekcyjny. W Ustrzykach Górnych, naj­bardziej wspominanym przez młodzież ośrodku rekolekcyjnym, z wa­runków namiotowych, później kempingowych, postanowił wybudować prawdziwy dom rekolekcyjny. Biuro duszpasterstwa młodzieży w Przemyślu przeprowadzało się kilka razy: najpierw swoją siedzibę miało na Orzechówce, następne w budynku pod wieżą, by później zainstalować się w Romie. Wszystkie wymagały re­montów, przystosowania i przeprowadzki. Żeby było to miejsce przyciąga­jące i przyjazne od początku połączono je ze sprzedażą książek i pomocy duszpasterskich, by w ostatecznej wersji przerodziło się w księgarnię archi­diecezjalną. Jakby tego było mało cały czas myślał o powołaniu fundacji dla młodzieży i rzeczywiście wkrótce powołał do życia fundację „Wzrastanie” im. Jana Pawła II. Z okresu mojej pracy wspomnę jeszcze o powołanej wspólnocie Łań­cucha Miłości Apostolskiej dla osób starszych i chorych. Inicjatywa ta po­wstała dość wcześnie, a jej celem było wciągnięcie ludzi chorych i starszych w modlitwę za młodzież i kapłanów. Początkowo było kilkadziesiąt osób, po kilku latach – kilka tysięcy. Zapewne niejeden młody człowiek, kapłan, za­konnik nawet nie wie komu zawdzięcza swoje powołanie, wyjście z kryzysu. Praca z ks. Franciszkiem może nie należała do łatwych, był człowiekiem bardzo wymagającym i angażującym, jednak obcowanie z nim pozwala­ło mi dostrzegać Boże działanie w człowieku, który całkowicie Mu zawie­rzył. To był dobry człowiek, i tak przeszedł przez życie. Troszczył się o wielu i o wiele spraw. Tym żył na co dzień: zabiegany, zatroskany, ale z ufnością w pomoc Bożą i nadzieją, że tym wszystkim kieruje Pan Bóg. ~
Jadwiga Majewska

Wakacje z Bogiem, to też inicjatywa księdza Franciszka. Ta forma rekolekcji obejmowała wielkie grupy dzieci i młodzieży z diecezji przemyskiej. Przy­gotowywał wakacyjne ośrodki rekolekcyjne dla młodzieży. W Ustrzykach Górnych, najpierw powstała baza namiotowa, potem drewniane budynki campingowe, a równocześnie trwała budowa kościoła i schroniska, które do dziś służą miłośnikom Bieszczad. Owocami tej posługi duszpasterskiej wśród młodzieży były nowe inicjatywy, rodziły się dobre pomysły jak służyć i być pomocnym dla bliźniego. Młodzież wzrastała duchowo, a także dorastała do służby człowiekowi i angażowała się w konkretną pomoc przy rozbudowie ośrodka duszpasterskiego. Jestem niezmiernie wdzięczna Bogu, że dane mi było spotkać i poznać tak wspaniałego kapłana. Czasy, w których przyszło mi żyć, były bardzo przygnębiające. Panujący komunizm, brak perspektyw, prześladowania za wiarę, układy panujące w środowisku, w którym żyłam itp. nie stwarzały młodzieży większych możliwości do rozwoju. Pochodziłam z rodziny wie­lodzietnej, ubogiej i z problemami. Wtedy można było czuć się nikim. Bole­śnie odczuwałam brak wolności i pogardę dla zwykłego człowieka. W tym przełomowym dla mnie czasie Pan Bóg postawił na mojej drodze kapłana, którego uważam za świętego. Ksiądz Franciszek choć wykształcony, to jednak bardzo prosty, skromny, pokorny, otwarty na drugiego człowieka, pełen zapału, sięgał po niemożliwe z ogromną wiarą, zakorzeniony w Bogu, emanował na innych, nie zważał na osoby, nie wchodził w niebezpieczne układy, wolny, bogaty wewnętrznie, po­mysłowy ojciec dla młodzieży, Boży szaleniec. Uparty, cierpliwy, wymagają­cy, zatroskany o sprawy Boże, i o drugiego człowieka, szanujący wolny wybór, rozmodlony, wspaniały spowiednik, rozmiłowany w Chrystusie euchary­stycznym. Kapłan maryjny, wspaniały organizator, nie stroniący od pracy fizycznej, odważny, obdarzający innych zaufaniem, niestrudzony pielgrzym, przygarniał wszystkich potrzebujących, nie zbywał człowieka, potrafił słu­chać innych i miał gotowy programem dla rozwoju i uświęcenia młodzieży. Na „Wakacje z Bogiem”, trafiłam w trudnym momencie swego życia. Po tygodniowych rekolekcjach znalazłam się na Studium Animatorów Ruchu Apostolstwa Młodzieży, którego organizatorem był ks. Franciszek Rząsa.Co miesięczne spotkania rekolekcyjne były wspaniale zorganizowane. Czas wypełniony po brzegi, by nie zmarnować żadnej chwili. Modlitwy poran­ne, Anioł Pański, czytanie Pisma świętego, praca w  grupach, zajęcia śpie­wu, adoracja Najświętszego Sakramentu, codzienna Eucharystia, modlitwy wieczorne, spotkania z ciekawymi ludźmi, wykłady, pogodne wieczory itp. Nawet podczas posiłków zapewnił nam czytanie książek religijnych, życio­rysów świętych. Pamiętam wspólne przygotowywanie ośrodków rekolekcyjnych w Dą­brówce obok Ulanowa, w Ustrzykach Dolnych, Ustrzykach Górnych, reko­lekcje w Julinie, tworzenie ośrodka rekolekcyjnego w Giedlarowej. Ksiądz profesor układający na podłogach wykładzinę PCV, składający łóżka, ma­lujący ściany itp. Pamiętam jedno ze spotkań animatorów, kiedy zauważyłam, że ksiądz Franciszek od rana był jakiś strapiony. Kiedy odzyskał swoją radość usły­szeliśmy: „Warto zawierzyć swoje troski Panu Bogu, zwłaszcza za pośred­nictwem Jego Matki. Jeszcze rano martwiłem się, bo w kuchni brakowało środków, by ugotować dla was obiad. Zawierzyłem moją troskę Maryi i za niedługo potem pojawiła się pani, która przyniosła ogromne ilości nazbie­ranych w lesie rydzy”. Nie dość, że zastąpiły tradycyjny schabowy, to jeszcze mogliśmy otrzymać dokładkę. Najbardziej wdzięczna jestem księdzu za możliwość udziału w Świato­wych Dniach Młodzieży w Santiago de Compostella w Hiszpanii. Przeżyli­śmy niezapomniane chwile wraz z księdzem Franciszkiem i siostrą Jadwigą Majewską, która wraz z ks. Franciszkiem prowadziła formację młodzieży w Ruchu Apostolstwa Młodzieży. Była to dla mnie wyjątkowa pielgrzymka. Po raz pierwszy udało mi się wyjechać z Polski za granicę. Przyzwyczajona do ubóstwa, żywności na kartki, reżimu PRL-owskiego byłam oszołomiona wolnością, bogactwem, gościnnością. Wiele owoców i różne rzeczy widziałam po raz pierwszy. Nie to jednak było najważniejsze; niesamowitym przeżyciem było doświadcze­nie wspólnoty, życzliwość, gościnność, radość, spontaniczność i entuzjazm młodzieży, a w końcu spotkanie z Ojcem Świętym. Zapamiętałam księdza Franciszka rzucającego wraz z okrzykami czapkę do góry, łzy szczęścia, po­czucie spotkania z kimś wyjątkowym. ~ Małgorzata Serafin

Ksiądz Franciszek stanął na mojej drodze w momencie, gdy wkraczałam w dorosłość. Prowadził Ruch Apostolstwa Młodzieży archidiecezji przemy­skiej. Pod koniec lat 80 XX wieku przeszłam formację jako animator, a na­stępnie moderator RAM-u. Księdza Rząsę pamiętam jako człowieka czynu, jako kapłana, który wprowadził powiew życia chrześcijańskiego w lokalnym kościele. Miał mnóstwo pomysłów, które wprowadzał w życie. Nas młodych zachęcał do podejmowania nowych zadań. Jego słynne zawołanie brzmiało: „Dziewczyny, chłopaki, działajmy”. Czasami podejmował się przedsięwzięć, które po ludzku były niemożliwe, ale jego każdy pomysł był wcześniej prze- modlony, oddany Bogu. Był człowiekiem otwartym, każdy z nas czuł się przez niego akcepto­wany, ważny i potrzebny w dziele Bożym. Stwarzał młodym, przestrzeń do rozwoju i działań w Kościele na miarę posiadanych zdolności. Był auten­tycznym świadkiem Chrystusa, wykazującym się radykalizmem ewange­licznym. Stawiał nam wymagania, ale od siebie wymagał najwięcej. Zawsze pokorny, ale gdy widział w Kościele gnuśność, bylejakość zapalał się i wal­czył o dobro i ducha Bożego. Nigdy nie zabiegał o własną chwałę, usuwając się w cień. Ważne było dzieło Boże. Ukierunkował i „zagospodarował” moją młodość dla Chrystusa. Był pa­tronem moich poszukiwań i działań, jeżeli chodzi o rozwój religijny. Dzięki niemu moja wiara nie przybrała skostniałej ani groteskowej formy (zbiór rytuałów i modlitw odmawianych na wszelki wypadek bez odniesienia do działającego w Kościele Boga, czy dostrzeganiu we wszystkim nadzwy­czajności, cudowności). To On pierwszy otworzył mnie na zgłębianie prawd wiary. Poprzez własny przykład pokazał, że wiedza i zaufanie we wszyst­kim Bogu, wzajemnie się dopełniają i pozwalają „góry przenosić”. Pamiętam jak wspólnie z moimi siostrami (Małgorzatą, Reginą), ks. Franciszkiem i s. Jadwigą Majewską adoptowaliśmy na potrzeby turnu­sów letnich RAM-u starą plebanie w Dąbrówce koło Ulanowa. Było skrom­nie wręcz siermiężnie, ale atmosfera wspaniała. Potem były inne ośrodki Ustrzyki Górne, Julin, Myczków, Giedlarowa. ~ Aleksandra Kubas

*Świadectwa z książki pt. Kapłan wielkich dzieł Bożych red. Barbara Szczepanowicz, Elżbieta Płodzie,  Przemyśl 2022