Wywiad z śp. ks. Franciszkiem Rząsą, moderatorem RAM w latach 1984 – 1994
- W jaki sposób Ruch Apostolstwa Młodzieży znalazł się w naszej diecezji?
- Jednym zdaniem trudno odpowiedzieć na to pytanie. Dzieło, jakim jest RAM, rozpoczęło się jako Grupy Apostolskie zainicjowane w Archidiecezji Krakowskiej przez Arcybiskupa, potem Kardynała Karola Wojtyłę. Wraz z Ruchem Światło-Życie z inspiracji i pod patronatem Kardynała Wojtyły oraz bardzo oddanego młodzieży ks. Antoniego Sołtysika, podjęto organizację Grup Apostolskich. Grupy Apostolskie miały przede wszystkim gromadzić młodzież nie tylko liturgiczno – biblijną jak w Oazach, lecz młodzież, która będzie bardzo wrażliwa, z silnym pragnieniem pogłębienia wiary, i odnalezienia swojego miejsca w Kościele. Realizowało się to przez czytelnictwo prasy katolickiej, mimo, iż było jej mało, książek religijnych, przez z różne zadania apostolskie wykonywane w parafii. Podjęto rekolekcje tylko tygodniowe, ze względu na to, że będą krótsze, tańsze i łatwiejsze do zorganizowania.
- A w naszej diecezji?
- To był początek, potem w 1980 roku zostałem mianowany przez Ks. Biskupa Tokarczuka Archidiecezjalnym Duszpasterzem Młodzieży. Dotyczyło to głównie młodzieży pozaszkolnej, zarówno pracującej i niepracującej. I mieliśmy moderatorów, którzy podejmowali się opieki nad młodzieżą przede wszystkim uczącą się i trochę starszą, która włączyła się w Ruch Światło-Życie. Natomiast młodzież już starsza, pracująca, czy pozaszkolna, jeżeli wcześniej nie zetknęła się lub nie kwalifikowała się do Ruchu Światło-Życie, była bez opieki. Inicjując duszpasterstwo dla młodzieży pozaszkolnej, na zjazdach ogólnopolskich zetknąłem się z ks. prałatem Antonim Sołtysikiem z Krakowa. On właśnie wprowadził mnie w Grupy Apostolskie w Diecezji Krakowskiej. Dlatego po uzgodnieniu z Księdzem Biskupem Ignacym Tokarczukiem rozpoczęliśmy formację młodzieży, która nie włączyła się do Ruchu Światło-Życie, czy w ogóle inna młodzież, ażeby ją organizować w Grupy Apostolskie.
- Czy z RAM-em, gdy jeszcze nie miał nazwy RAM współpracowała Oaza, czy to już od początku był odrębny ruch?
- Oczywiście nie było rozłamu. Zasadniczo od początku była to oddzielna formacja i grupy, oddzielne rekolekcje wakacyjne, w parafiach też były konkretne zadania. Przyjęliśmy nazwę Grupy Apostolskie, a nasze rekolekcje od zawsze nazywały się „Rekolekcje Apostolskie”. Oczywiście, na początku napotkaliśmy duże trudności w diecezji, bo w 1984 r. nie mieliśmy żadnych ośrodków. Jeżeli były jakieś wolne domy, plebanie, czy coś do wynajęcia, to zajęła je Oaza. Po za tym wielu księży nie rozumiało i nie „czuło RAM-u”, mówili: „Jeżeli jakaś praca z młodzieżą, to tylko Oazy”. Jeżeli zaś chodzi o nazwę Ruch Apostolstwa Młodzieży, wprowadziliśmy ją z ks. Mazurkiem, aby była nośna, jasna. Bo grupy Oazowe też były apostolskie, trudno było nas odróżnić. I tu się zacierały granice. Grupy Apostolskie uważano za Oazę. I tak Pan Bóg dał, że zdobyliśmy własne ośrodki, bo Oaza zawsze gdzieś wydzierżawiała domy prywatne, stare plebanie, a my staraliśmy się żeby mieć własne.
- Jaka była główna różnica między RAM-em a Oazą na początku?
- W początkach była to praca formacyjna z młodzieżą, aby młodzież włączyć w pełne czynne zaangażowanie w życie Kościoła. Ruch Światło-Życie to specjalna formacja, przede wszystkim liturgiczno-biblijna, po za tym głęboko rozpracowany program, dwutygodniowe rekolekcje, dużo różnych stopni i program rozpracowany na całoroczną pracę. Przede wszystkim Oaza zaznaczała się w liturgii lub spotkaniach biblijnych. Chociaż, w zależności od prężności grup, podejmuje również zadania apostolskie. Natomiast Grupy Apostolskie od początku miały formację skierowaną ku pogłębieniu wiary, nie tylko liturgii, czy Biblii, ale także dokumentów soborowych, wypowiedzi Kościoła, szczególnie Papieża. Było to wdrażanie w postawę otwartości apostolskiej, umiejętności nawiązania kontaktu z innymi, także opieki nad chorymi.
- Jak na początku wyglądało Studium RAM-u?
- Dwadzieścia lat temu odbyły się pierwsze formacyjne rekolekcje wakacyjne, które dały początek naszej pracy. Na tych rekolekcjach, część młodzieży wyjechała do ośrodków w Archidiecezji Krakowskiej, gdyż jeszcze nie posiadaliśmy własnych. W Ustrzykach Górnych, w bardzo prymitywnych i pionierskich warunkach, w barakach, przy budującym się kościele odbywały się rekolekcje. Dla uczestników był to bardzo intensywny czas, bo chcieliśmy połączyć i rekolekcje formacyjne, wycieczki w góry i pracę przy budowie kościoła. Baraki były bardzo prymitywne, łazienki to płynąca tam rzeka, kuchnia polowa. Potem przygotowaliśmy kampingi, następnie wybudowaliśmy dom Jana Pawła II.
Po pierwszych rekolekcjach, mieliśmy trochę kleryków i studentów, ale odczuwaliśmy brak animatorów. Wtedy wynikła potrzeba przygotowania sobie animatorów na rok 1985, bo chcieliśmy zorganizować więcej turnusów. Po za tym potrzebni byli w parafiach, aby prowadzić dogłębnie formację. I tak zostało zainicjowane Studium Animatora. Choć zasadniczo prace Studium rozpoczęły się później, bo 1985 gdy udało się, dzięki Bożej Opatrzności, „uprosić” siostrę z niehabitowego zakonu Sług Jezusa z Warszawy, s. Jadwigę Majewską. Rozpoczęła pracę jako moderatorka w Grupach Apostolskich. I wtedy rozpoczęła się systematyczna praca, tworzenie Studium Animatora. Stworzyliśmy stały punkt kontaktu, najpierw był on na „Orzechówce”, na wprost katedry. Tam były pomoce duszpasterskie dla Grup Apostolskich, jak również inne książki. Rozprowadzaliśmy w Przemyślu książki, gdyż nie było jako takich księgarni, tylko „Pax” czy „Veritas”. I w „Orzechówce” zorganizowaliśmy punkt sprzedaży materiałów dla grup, w tym też dla Oazy, gdyż oni nie posiadali takiego miejsca. Od początku Grup Apostolskich wiedziałem, że musi być baza, zawierająca punkt, w którym znajdowałoby się mini-biuro z materiałami do rozprowadzenia. Potrzebna była osoba oddana temu, bo ja byłem proboszczem, i równocześnie miałem wykłady w Seminarium oraz duszpasterstwo w całej diecezji, które obejmowało też spotkania formacyjne z księżmi, jak również przygotowanie materiałów do pracy z młodzieżą. Podjęła się tego siostra Jadwiga. Ona również przygotowywała bazy na rekolekcje wakacyjne. - Gdzie odbywało się studium?
- Studium zaczęło się odbywać w Jarosławiu, w domu rekolekcyjnym sióstr Niepokalanek, gdzie zostałem w 1985 r. skierowany przez bpa Tokarczuka na duszpasterza. Mieliśmy dom rekolekcyjny, gromadziły się tam różne grupy, ja zaś zacząłem gromadzić kandydatów i Studium się rozpoczęło. Tam było drugie centrum, gdyż jedno było w Przemyślu, właśnie w „Orzechówce”, potem pod wieżą, w budynku na rogu, za katedrą, przez chyba trzy lata. Później około 1992 roku Ks. Arcybiskup zlecił nam, abyśmy w opuszczonych pomieszczeniach „Romy” zorganizowali sobie punkt dla młodzieży i księgarnię. I tak my, Grupy Apostolskie, z s. Jadwigą organizowaliśmy „Romę”, która stoi do dnia dzisiejszego. Oczywiście wykończyliśmy i wyposażyliśmy wnętrze. Tam też, jeszcze do niedawna, było biuro.
- Czy Studium kończyło się błogosławieństwem tak jak teraz?
- Nie, trzeba przyznać, że były to początki i wiele się tworzyło. Gdy objąłem opactwo w Jarosławiu, było ono bardzo zniszczone, wymagało remontów. Wtedy to Ksiądz Biskup przydzielił mi do pomocy ks. Jana Mazurka. Prosiłem, aby zlecono mu pracę nad formacją i całym dziełem Grup Apostolskich. I wtedy on je przejął. Ks. Jan włożył w to bardzo dużo pracy organizacyjnej, miał zasadniczo tylko pomoc przy opactwie. Wtedy to, w 1994 roku uznaliśmy, że koniecznie trzeba, aby Grupy Apostolskie miały swoją konkretną wewnętrzną organizację, gdyż były „z deczka” płynne. Generalnie nazywało się to Duszpasterstwo Młodzieży, dlatego musieliśmy skonkretyzować, kim jesteśmy. I tak, wspólnie z ks. Janem podjęliśmy decyzję o zatwierdzeniu ruchu przez Arcybiskupa Józefa Michalika jako Ruch Apostolstwa Młodzieży – RAM.
- A ośrodki? Zaczęło się od Ustrzyk Górnych…
- W Ustrzykach Górnych zaczęliśmy od zera, na pustym terenie, od baraków. Zakupiliśmy od pracowników leśnych materiał i postawiliśmy bardzo prowizoryczne baraki. Kupiłem pięć dziesięcioosobowych namiotów, i tak powstała nasza baza. W sercu Bieszczad, aby rekolekcje wakacyjne były w terenie atrakcyjnym turystycznie. Tak z resztą pracował też ks. Franciszek Blachnicki.
- Jak wyglądało włączanie się „ramowców” w budowę i remont ośrodków, np. w Ustrzykach?
- Głównie na wakacjach. Potem, gdy Studium funkcjonowało, sprawdzeni animatorzy pomagali też poza wakacjami. Przede wszystkim wielką pomocą byli dla mnie mieszkańcy Sośnicy, ponieważ tam byłem proboszczem, budowałem kościół, plebanię.
- Ośrodek w Myczkowie też był budowany przez RAM?
- W Myczkowie ks. proboszcz wybudował dużą plebanię, pozostawiając ją w stanie surowym. Miał zamysł, że będzie to dom oazowy. Jednak Oaza nie podjęła tego tematu, i wtedy on zwrócił się do mnie, bo nie był w stanie wykończyć domu. I wtedy wykorzystałem tą możliwość. Było w prawdzie trudno, bo wtedy w Ustrzykach budowaliśmy ośrodek, ale podjęliśmy się przystosowania tej plebani.
- Ośrodki były też w Jarosławiu, Giedlarowej, Julinie i Dąbrówce…
- W Dąbrówce koło Ulanowa, nad piękną rzeką z czyściutką wodą, ks. proboszcz z Ulanowa wskazał nam starą plebanię. Wyremontowaliśmy ją, wybudowaliśmy dwa kampingi na noclegi i kuchnię, razem na 50 osób. Ośrodek ten wykorzystywaliśmy około cztery lata, do podziału diecezji. Zaś Giedlarowa to był ośrodek wybudowany zasadniczo z Fundacji „Wzrastanie”, bo nie wiem czy wiadomo, założyłem taką fundację pomocy dzieciom i młodzieży. Giedlarowa była do tego przystosowana, i tam były rekolekcje RAM-u. Natomiast w Julinie, kiedy potrzebowaliśmy więcej grup, wykorzystaliśmy dawny ośrodek kolonijny w Julinie. Był pusty, więc wynajęliśmy go nieodpłatnie od gminy Rakszawa. Jednak rekolekcje były tam dwukrotnie, mieliśmy problemy z kuchnią. W Jarosławiu zaś rekolekcje odbywały się w Domu Rekolekcyjnym Sióstr Niepokalanek, a później u Sióstr Benedyktynek w Jarosławiu.
- Co się stało z tymi ośrodkami później?
- Giedlarową to był dom dla dzieci zorganizowany w ramach fundacji – były tam organizowane kolonie katolickie. Jeśli chodzi o Dąbrówkę, to przeszła do Diecezji Sandomierskiej. W Julinie gmina chciała sprzedać, a my nie mieliśmy funduszy na to. Potem już ks. Mazurek przejął Kolonię Polską, dalej ukończyliśmy Myczków.
- W tych ośrodkach rekolekcje odbywały się tak jak teraz przez całe wakacje czy tylko okresowo?
- To trudno określić. Na pewno w Ustrzykach Górnych były cały czas. Potem w Myczkowie, a w tych to dwa, trzy turnusy. Nie było tam rekolekcji przez całe wakacje, bo nie mieliśmy pieniędzy. Staraliśmy się ograniczać ceny do minimum.
- Skąd się brali uczestnicy rekolekcji?
- Rekolekcje ogłaszało się przez księży, głównie dekanalnych duszpasterzy młodzieży. Także ogłaszano pomiędzy uczestnikami innych rekolekcji, które odbywały się w Domu Rekolekcyjnym w Jarosławiu. Dalej zajęli się tym już animatorzy. Dopiero w ostatnich latach, wszystko jest dokładnie ułożone w rozkładzie. To podjęła na początku moderatorka siostra Jadwiga, a organizacyjnie już tak dobrze ułożył to ks. Jan Mazurek.
- Jak wyglądała współpraca z Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży?
- Z konieczności była, ponieważ KSM tworzył się przeze mnie i duszpasterzy dekanalnych którzy mieli także Grupy Apostolskie i inne formy duszpasterstwa. Potem kiedy już wyznaczonym do tego dzieła został ks. Jan Zimny, i gdy organizował on ośrodek w Dubiecku, KSM już bardziej samodzielnie się rozwijał. Stała współpraca ks. Jana Mazurka z moderatorami KSM i Oazy jest dobra. I na pewno pomagała ona i dalej jest, i jest ona możliwa.
- Jak ksiądz obecnie widzi RAM z jego dwudziestoletnią historią?
- Bardzo dziękuję Bogu za to co się dzieje. Tak wiele młodzieży jest zorganizowanej przez obecnego moderatora ks. Jana Mazurka i współpracujących z nim wielu zaangażowanych: sióstr które włączały się w to dzieło, pani Teresy Lorenz, która miała bardzo duży wkład, a teraz was [młodzieży skupionej w RAM]; gdyż dużo się organizuje, dzięki temu to dzieło żyje. Jestem przekonany, że w tej panoramie wielości ruchów i charyzmatów ma swoje miejsce, swoje potrzeby. Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczny Bogu za otwartość Ruchu – a nie tylko zamknięcie na siebie – ale w takim wymiarze apostolstwa, kontaktu z innymi, przede wszystkim z ludźmi chorymi, cierpiącymi, potrzebującymi. Realizuje się to we współpracy z Łańcuchem Apostolskiej Miłości, który też zrodził się z Duszpasterstwa Młodzieży. ŁAM był tworzony tak jak to czyniła bł. Matka Teresa z Kalkuty która organizowała sobie zaplecze z chorych ludzi dla sióstr posługujących potrzebującym. W naszej diecezji dzięki ogromnemu wkładowi pani Teresy Lorenz i poparciu ks. Jana Mazurka jest ponad 2000 ludzi chorych i cierpiących, do których wysyłane są listy pięć razy w roku i do wielu z nich dociera właśnie młodzież z RAMu, spotyka się i rozmawia, przekazuje listy. Modlą się oni [ludzie ze wspólnoty ŁAM] za Ojca Świętego, księży biskupów, duszpasterzy, młodzież. I jest głęboka więź.
Wywiad z roku 2004
Prezentacja o śp. ks. Franciszku Rząsie